NOWOŚCI CHAT
Suikoden 2 (PSX-NTSC) [Gry konsole *inne*]

Dodano:
2004-10-28 00:00:00

Język:
angielski

[Rodzaj Gry].......................RPG
[Platforma]..........................PSX
[Kodowanie]........................NTSC
[Rozszerzenie].....................CCD
[Rok Wydania].....................2001
[Wydawca]..........................Konami

Miałem taki moment w swoim życiu (niejeden), kiedy to zupełnie mi się nic nie chciało. Praktykowałem znany prawie wszystkim w Polsce "tumiwisizm". Byłem ospały, nawet nie chciało mi się grać na konsoli. Aż tu nagle pojechaliśmy z kumplem w pewne miłe miejsce na prawym brzegu Wisły [to ten bez metra] w celu bliskiej integracji z kulturami Bliskiego Wschodu. [rosyjską, ormiańską, koreańską, gruzińską, itp.]. Chcąc, nie chcąc, postanowiłem poprawić sobie humor. Nabyłem wtedy dwa eRPeGi i jedną strategię. Jeden z niebieskich (!) od spodu krążków miał z góry napis Suikoden 2. Pamiętam, że kiedy byłem bardzo młody [niech się nie skojarzy, że dostałem pierwszy cukierek od mojego dziadka] dotarła do moich uszu informacja o wydaniu w Japonii pierwszej części tej gry. Wtedy mnie to nie zainteresowało i muszę przyznać że teraz też nie... do czasu kiedy nie pograłem w nią trochę dłużej. Ludzie!!! S2 po prostu wyje..ło mnie w kosmos. Tak czadowego Rolpleja nie spotkałem od czasów królowej, którą jest FFVII. Ale po kolei...

Po uruchomieniu gry obejrzałem intro i muszę przyznać, że doznałem kilku bardzo interesujących efektó ubocznych, m.in. spadolotu szczękodołu, gałotrzeszcza, ślinotoku i innych tego typu objawów kwalifikujących mnie na maniaka stopnia ósmego (w emjootowej dziesięciostopniowej skali nienormalności). Oczywiście, z góry wiedziałem, że grafika postaci opiera się na tej znanej z japońskich filmów animowanych, ale jest to miłe wprowadzenie do kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. Był to szok w trampkach dla moich komórek psxowych.

Fabuła dosłownie powala, chociaż wszystko zaczyna się tak niepozornie: dwoje przyjaciół (imię bohatera) i Jowy Atreides (pozdrowienia dla Padyszacha Imperatora Shaddama IV), już w woju, w brygadzie Unicorn, obozuje niedaleko swojego rodzinnego miasta - Kyaro. Skończyła się wojna między ich ojczyzną - Highland a City-State. Nagle w nocy budzi ich odgłos walk. Po wyjściu z namiotu podbiega do nich dowódca - kapitan Rowd. Krzyczy, że State zerwało przymierze i zaatakowało. Jowy i Emjoot (ja go tak nazwałem) uciekają jednak z zasadzki. Dowiadują się też, że ich brygadę zmasakrowali inni żołnierze Highland, żeby wywołać nową wojnę ze State. Chce do niej doprowadzić syn obecnego króla - Luca Blight (wyjątkowo wredny typ). Emjoot i Jowy składają sobie koło wodospadu przysięgę wiecznej przyjaźni. W dalszym rozwoju wypadków Emjoot zostanie przywódcą armii State przeciwko Highland, a Jowy…no cóż, tego już wam nie powiem.

Pierwsza część gry traktująca o walce z SCARLET [Nie O'Hara] MOON EMPIRE była bardzo nowatorska jak na swoje czasy. Dzisiaj też nie spotkałem się z pomysłem na prowadzenie własnego zamku, który stopniowo możemy rozbudowywać. Pod tym względem SUIKODEN 2 jest bardzo nowatorski. W trakcie postępów dołączały się do mnie różne postacie. Niektóre w wyniku rozwoju fabuły, inne po krótkiej rozmowie, wykonaniu jakiegoś warunku [np. przyjście do jednorożca z dziewicą]. Czasami trzeba się sporo nagłowić, aby odkryć sposób rekrutacji postaci. Wkrótce postaram się przygotować taką listę. Rekrutacja postaci jest niezwykle interesująca. Część z nich nie wniesie nic ciekawego do rozgrywki, natomiast dzięki innym będziemy mogli pograć sobie w stukanie kreta [bez skojarzeń :)], połowić ryby, wziąć udział w konkursach kulinarnych, wykąpać się w łaźni, poczytać książki w bibliotece, pobawić się w uprawę roli i hodowlę zwierzątek, pojeździć obie windą (!), posłuchać muzyki, potańczyć, itp., itd. Niby nic, a jednak cieszy.

Oki, czas zabrać się za oprawę audiovisualną, czyli to co cieszy nasze oczęta i nasze uszęta. Grafika, jak już wcześniej napisałem, jest stricte mangowa. Ponieważ ja, czyli Emjoot, ubóstwiam Japończyków za wszystkie rolpleje, dlatego ocenę (czyt. boskiej, cudownej, lekko oczo-zakompleksione] oprawy [nie ma to jak PSX i niech vyydyymaczka się schowa] się nie podejmuję, jeno stwierdzam, że fiuuuuuu!!!. Dźwięk i muzyka, porównując do słynnego FFVII, stoją na nieco niższym poziomie. Pamiętajcie jednak, że niższy to nie znaczy od razu beznadziejny. Muzyka jest nastrojowa, w zależności od momentu rozwoju akcji. Dźwięki te [można je pod koniec gry zmieniać - oczywiście po rekrutacji odpowiedniej postaci i znalezieniu zestawów muzycznych tzw. Sound Set #xx] są dobrane w bardzo przemyślany, pasujący do klimatu sposób. Tego się nie da opisać, w to trzeba zagrać.

Jak się ma sprawa z poziomem trudności wrogów. W miarę rozwoju gry na terenach, gdzie występują słabe potworki, pojawiają się nowe o znacznie wyższym poziomie trudności. Jest to bardzo dobre, chociaż postacie wyszkolone na Lv powyżej 50 nie zdobywają już dużo punktów doświadczenia na potworach [zależność pozytywna: im silniejszy bohater, tym mniej punktów doświadczenia dostaje za tego samego przeciwnika]. Grę daje się ukończyć bez większych trudności z ok. 60 levelem każdej postaci. Co do bossów, to sprawa ma się zgoła inaczej. Wprawdzie jedynymi bossami, którzy sprawili mi problem byli Luca Blight [ok. 20 podejść] i boss końcowy [wprawdzie tylko cztery podejścia, ale skurczybyk był naprawdę mocny. Udało mi się go pokonać głupim fartem - obserwowałem zależność między zdolnością do odzyskiwania punktów życia i siłą zadawanych ciosów mojej postaci (vivat Humphrey - only you survived), a zabieraniem mi HP przez wroga. W końcu udało się.). Zadam tylko pytanie za 100 zł: a co się stało ze wszystkimi postaciami?

Recenzji użyczył: EMJOOT
Linki:
Recenzja na konsoleum.prx.pl