NOWOŚCI CHAT
Muse - Absolution (2003) (192kbps) [Muzyka zagraniczna]

Dodano:
2004-07-30 00:00:00

Język:
angielski

[Typ]...............................................Album
[Gatunek]........................................ROCK
[Data Wydania]................................2003
[Jakość]...........................................192 kbps
[Okładki]..........................................NIE

Dla jednych są świetnym, twórczym, poszukującym zespołem. Dla innych symbolem wtórności, koniunkturalności i muzycznej konfekcji. Chciałabym napisać, że prawda pewnie leży pośrodku, ale po wysłuchaniu Absolution nie mam żadnych wątpliwości, że rację mają ci drudzy.

Ustalmy fakty - Bellamy naprawdę potrafi śpiewać, wszyscy muzycy świetnie grają i dzielą ich już mile całe od przeciętnego debiutu, płyty Showbiz. Tylko co z tego? Nie oczekuję od takiej muzyki perfekcji i wirtuozerii. Ja chcę emocji. Prawdziwych. A Absolution to wyrób emocjonalnopodobny. Bo oni za wszelką cenę chcą być numerem jeden, a nie dobrym zespołem. Tak ja to widzę, a z lekką pogardą przyglądam im się od początku „kariery”. Kiedyś byli zapatrzeni w Jeffa Buckleya i Radiohead, co zaowocowało histeryczną manierą wokalisty, mnogością gitarowych brudów i dekadencką atmosferą dwóch płyt. Teraz przyszedł czas na zmiany. Buckley od kilku lat nie żyje, a Radiohead, czy to się komuś podoba czy nie, poszli swoją ścieżką, której Bellamy może ze świecą szukać. Cóż pozostało? Uwierzyć, że mają własny styl.

Myślę, że gdyby na siłę ich pod coś podczepić, wyszłoby z tego new prog revolution. Tyle, że gwiazdami tego gatunku są The Cooper Temple Clause i nie śmiem ich obrażać, szufladkując razem z Muse. Dla pierwszych „prog” oznacza bezustanne szukanie, zachłanne branie z niewyczerpanego źródła inspiracji, dla Muse znaczy tyle, że piosenki mają ponad trzy minuty, są zupełnie nieprzebojowe i co chwila „ozdobione” jakimś patetycznym manewrem na fortepianie, ewentualnie poszatkowane zupełnie niepotrzebnymi smykami.

O pompatyczności materiału świadczy już trzymające w niepewności intro, po którym następuje (zgodnie z tytułem) dźwiękowa apokalipsa, czytaj: przyciężka kompozycja. Potem jest świetne singlowe Time Is Running Out, a potem to już na zmianę. Ciężka artyleria - patos przy fortepianie - artyleria z patosem i tak dalej. Czasem daje to komiczne rezultaty (czemu, czemu, czemu pierwszym singlem było najsłabsze Stockholm Syndrome?), czasem nawet niezłe (Falling Away From You), ale nigdy nie wychodzi poza utarty schemat, przepraszam, poza styl Muse.

Być może komplikując materiał (bo to ich najmniej przebojowa płyta) wyruszyli na nieznaną sobie ścieżkę, która ma prowadzić do artystycznej nieśmiertelności. Jeśli tak jest, to droga przed Muse kręta i bardzo daleka.
tekst z www.teraz.rock.pl

Track List:
1. Intro
2. Apocalypse Please
3. Time is Running Out
4. Sing for Absolution
5. Stockholm Syndrome
6. Falling Away with You
7. Interlude
8. Hysteria
9. Blackout
10. Butterflies and Hurricanes
11. Tsp
12. Endlessly
13. Thoughts of A Dying Atheist
14. Ruled by Secrecy