NOWOŚCI CHAT
Ill Nino - Revolution Revolución (2001) (192 kb/s) [Muzyka zagraniczna]

Dodano:
2004-03-31 00:00:00

Język:
angielski

[Gatunek].............................................Metal
[Data wydania].........................................2001
[Rozmiar]..........................................63.13 MB
[Jakość]...........................................192 kbps

Początek mojego kontaktu z Ill Nino nie należał do najszczęśliwszych. Kiedy zobaczyłem zdjęcie zespołu w głowie od razu zaświtało "kolejni pogrobowcy Korn'a?" Wszystko na to wskazywało - wygląd muzyków, charakterystyczne fryzury, a nawet pozy. No i okularki w których zwykł paradować Jonatan Davis. Oczywiście można powiedzieć - cóż w tym złego?

Fakt, ale ostatnimi czasy zauważam taką nieprzyjemną tendencję, że najwięcej wtórnych propozycji zaczyna padać właśnie ze strony neo/new/nu - metalowych kapel (swoją drogą ciekawe ile jeszcze określeń się pojawi?). Zespoły powielają schematy, czepiają się dawno wytartych ścieżek nie próbując zaproponować niczego nowego. Wszystkie te grupy są oczywiście nazywane objawieniami przez macierzyste wytwórnie - i trudno się komukolwiek dziwić. Skoro można produkt sprzedać?

Tak więc niezbyt chętnie włożyłem płytę do odtwarzacza. Ruszył pierwszy kawałek i... faktycznie brzmią jak Korn. Drugi i trzeci numer. Zaczynam rozumieć, że od porównań się nie uwolnię. Mówcie co chcecie - wyjścia nie ma żadnego. Jednak po przesłuchaniu całości doszedłem do wniosku, że może posłucham jeszcze raz. Możliwe, że słychać tutaj podobieństwo do Korn'a, jednak do tego, którego wspominam najlepiej - czyli pierwszej, ewentualnie drugiej płyty. Podobne, choć ciut łagodniejsze i mniej radykalne jest brzmienie, podobne są aranżacje utworów, to charakterystyczne narastanie hałasu, spokojne zwrotki przeplatane wybuchami agresji. W wielu miejscach podobnie gra sekcja.

Czas na różnice. Tych, mimo wszystko, jest trochę. Dużo na tej płycie jest fragmentów spokojnych, przewietrzonych gitarami akustycznymi. Wiele utworów ma konstrukcję piosenek, które, gdyby je trochę inaczej zinstrumentalizować, mogłyby spokojnie pościgać się na listach przebojów. Klasycznymi przykładami mogą tu być utwory "Nothing's Clear", "What Comes Around" czy "Liar". Zawierają one wszystkie składniki charakterystyczne dla zespołu. Dużo jest tutaj gitar akustycznych przerywanych zmasowanymi atakami przesterowanych riffów, są wreszcie melodyjne refreny, które można sobie spokojnie zanucić. Inna sprawa, że momentami kojarzą się mocno z manierą znaną z płyt zespołów grunge'owych. To oczywiście nie jest zarzut, bo dzięki temu nie nudzą i przyjemnie bujają. Gdzieś tam pojawiają się smaczki latynoamerykańskie, ale, zwarzywszy na pochodzenie muzyków, nie powinno to dziwić (wszyscy członkowie zespołu to pobratymcy boskiego Ricky'ego M.). Podziw budzi wokalista, który w obrębie jednego kawałka przechodzi od łagodnej melodeklamacji do potężnego wrzasku, by skończyć melodyjnymi rozwinięciami. Jeżeli faktycznie za wokal odpowiada jedna osoba to wyrazy uznania. Cały zespół sprawia dobre wrażenie - słychać, że każdy zna w nim swoje miejsce. Na płycie nie ma praktycznie żadnych solówek i gitarzysta popisuje się jedynie rożnymi brzmieniami. Chociaż akurat te nie są zbyt ciekawe. Tutaj płyta traci nieco na atrakcyjności. W niektórych momentach pojawiają się psychodeliczne przełamania w postaci np. kawałka "Predisposed" - nawet wokale zostały zaopatrzone w odpowiednie pogłosy.

"I Am Loco?" no nie! Coal Chamber!? Chyba nie, chociaż? Fajny zmasowany utwór, jeden z tych, w których akustycznych brzmień nie ma co szukać. Jest za to samplowana perkusja w zwrotkach i melodyjny (a jakże!) wokal nałożony na ołowiany riff. W "No Murder" powracamy do schematu: spokojna, akustyczna zwrotka i refrenowe przyłożenie. I dobrze.

Po kilkakrotnym przesłuchaniu najbardziej utkwiły mi w pamięci melodie, które wyszły zespołowi jak najbardziej na plus. W sumie, mimo porównań, płyta godna polecenia dla wszystkich, którzy czekają na nowy album Korna (he, he). Reszta może spróbować. Ja zaś czekam na płytę kolejną - bo ona dopiero pokaże czy zespół był jednorazowym objawieniem czy będzie dalsza historia.
(recenzja z metalhammer.pl)

Z wielką przyjemnością mam okazję przedstawić kolejny z kilku zespołów, które ostatnimi czasy mile zaskoczył mnie świeżoćcią i niesamowitą mocą muzyki. Wydawałoby się, że w obliczu natłoku przedstawicieli komercyjnej papki, która zalewa rynek muzyczny, muzyka heavy również ulegnie spowszednieniu i 'uładzeniu. Tymczasem zaprzeczają temu zarówno tytani ostrego grania [vide Slayer] jak i nowo wykształceni adepci różnych gatunków metalu [Dry Kill Logic]. Ill Nińo, bo własnie o tym zespole piszę jest doskonałym dowodem na to, że pomysłów na czaderskie granie wciąż jeszcze nie brakuje. Nawet, jeśli posługujemy się wciąż tym samym setem instrumentów, wzbogaconym ewentualnie o sample i scratche.
Jeden z polskich muzyków, Tomasz ;Lipa' Lipnicki powiedział na kiedyś w wywiadzie, że sztuka polega na tym, żeby 'nie bać się dzwięków'. Muzyka na Ill Nińo jest przykładem tego, że jeśli chce, można wcielić tę złota myśl w życie Jest czego posłuchać. Przejmujące, porywające rytmy, ciężkie riffy i przytłaczające gary. Podoba mi się lansowana ostatnio tendencja mieszania melodyjnego wokalu z rykiem.
Utwory brzmią teraz znacznie bardziej przejmująco.
Ill Nińo hołduje temu modelowi, co wychodzi kompozycjom tylko na zdrowie - jest na czym ucho zawiesić. Z prawdziwa satysfakcja pragnę wystawić 'rewolucyjnej' płycie najwyższą z możliwych ocen.
(recenzja z hardzone.pl)

Tracklist:
01. God Save Us
02. If You Still Hate Me
03. Unreal
04. Nothing's Clear
05. What Comes Around
06. Liar
07. Rumba
08. Predisposed
09. I Am Loco
10. No Murder
11. Rip Out Your Eyes
12. Revolution Revolución
13. With You

Linki:
Dobra polska stronka o Ill Nino
Oficjalna strona zespołu