Prawo jazdy po polsku

2011-10-21 00:00:00 +0000


System egzaminów na prawo jazdy zapętla się w absurdach wielowarstwowych jak rzeczywistość u Philipa K. Dicka. Egzamin na prawo jazdy jaki pamiętam (z lat 90-tych) nie miał nic wspólnego z weryfikacją umiejętności kierowania samochodem i poruszania się w ruchu drogowym. Z obecnych debat widzę, że nic się nie zmieniło. Teraz kursantów przeraża na przykład następująca wiadomość:

Część środowisk związanych ze szkoleniem i egzaminowaniem kierowców chce, aby utajnić pytania na egzamin teoretyczny na prawo jazdy – nie byłyby one dostępne publicznie. Stowarzyszenie Dyrektorów WORD na razie zdecydowało się na pośrednie rozwiązanie – od lutego przyszłego roku w bazach WORD będzie aż 1,2 tys. pytań. Wyuczenie się ich na pamięć, jak ma to miejsce teraz, będzie niemożliwe.

Baza pytań na egzamin CISSP też jest tajna, dostępne są tylko “przykładowe” pytania, a ludzie jakoś zdają. Co więcej, jest to test “koncepcyjny” czyli na cztery odpowiedzi trzy mogą być poprawne, a trzeba wybrać najbardziej poprawną.

Sytuacja, w której pytania są dostępne publicznie tylko po to, żeby ludzie się ich mogli uczyć na pamięć wydaje mi się tak absurdalna, że całkiem niewykluczone, że takie właśnie były założenia autorów systemu egzaminacyjnego. Który zresztą, jak mi się wydaje, obrósł przez te wszystkie lata grubą warstwą interesariuszy czerpiących z tego bizantyjskiej osobliwości przyzwoite dochody.

Jeśli zdawalność ze znajomości kodeksu drogowego (który jest przecież jawny!) ma spaść o 40% po utajnieniu pytań to znaczy, że mamy do czynienia z głęboką patologią systemu egzaminacyjnego. Który najwyraźniej nie testuje znajomości kodeksu drogowego tylko znajomość pytań.

Z drugiej strony nie z takimi absurdami Polacy sobie od lat radzą. Albo tak:

Chcesz dostać prawko? Daj łapówkę

Albo tak:

Legalne prawo jazdy w pięć dni na Ukrainie