Podatki od podatków czyli ulga mieszkaniowa

2011-05-10 00:00:00 +0000


Maciej Samcik poruszył ciekawy problem polskiego prawa podatkowego, a konkretnie mnogości interpretacji dotyczących ulgi mieszkaniowej. I to o czym pisze Maciej jest tylko wierzchołkiem góry lodowej… Autor opisuje historie swoich czytelników, którym urzędy skarbowe “kasowały” ulgę mieszkaniową w wyniku rzekomego niedochowania różnych warunków jej otrzymania.

Dla przypomnienia — ulga mieszkaniowa w dużym uproszczeniu polegała na tym, że ktoś kto sprzedał mieszkanie musiał zapłacić 10% podatku, chyba że pieniądze przeznaczył na zakup innego mieszkania. Państwo chciało opodatkować “inwestorów”, równocześnie wspierając obywateli przenoszących się do nowych mieszkań.

Otóż cyrk z interpretowaniem tych przepisów przez urzędy skarbowe był od samego początku. Tak się złożyło, że jakoś po 2000 roku otrzymałem w spadku mieszkanie — tyle, że w Szczecinie. I sprzedałem go przed upływem 5 lat. Co prawda spadek był z podatku zwolniony, ale już – uwaga! – dział spadku nie był. Taka była wtedy przynajmniej “wykładnia”. By nie płacić podatku powinienem był zakupić nowe mieszkanie (co i tak miałem zrobić, tyle że w Krakowie).

Tak też uczyniłem, finansując jego zakup z długoterminowego kredytu hipotecznego (bo mieszkania w Krakowie były dużo droższe niż w Szczecinie) i składając odpowiednie deklaracje w urzędzie skarbowym. Wątpliwości co do kredytów hipotecznych były już wówczas, skarbówka wykazywała się wówczas niezwykłą kreatywnością — że niby kredyt to “nie te same” pieniądze co otrzymane za sprzedaż mieszkania, więc zwolnienie się nie należy. Pamiętam, że z niektórych wykładni wynikało, że zakup nowego mieszkania trzeba było sfinansować niemalże tymi samymi banknotami, które się otrzymało ze sprzedaży starego.

Na szczęście inne “wykładnie” łaskawie dopuszczały kredyty. Ale jak widać z artykułu Samcika już nie refinansowanie kredytu.

Tymczasem minęło pięć lat od sprzedaży starego mieszkania i US tradycyjnie pod koniec tego okresu upomniał się o podatek, którego powinienem zapłacić z powodu działu spadku a nie “po prostu spadku”, ale którego nie powininienem płacić bo nabyłem nowe mieszkanie. I tu wyszła kolejna “wykładnia” — cóż z tego bowiem, że umowa notarialna zakupu mieszkania została podpisana na długo przed upływem terminu, skoro przelew z kredytu z powodu spóźnienia banku spłynął dwa dni po terminie?

Dla US był to oczywisty powód dla domagania się należnego podatku, ponieważ według jego “wykładni” ulga nie przysługiwała. Mogłem co najwyżej złożyć “czynny żal” i prosić o umorzenia. Kiedy się do tego przygotowałem i pojawiłem w US z “czynnym żalem” zaskoczono mnie jednak kolejną niespodzianką.

Otóż w międzyczasie (ok. miesiąca) po raz kolejny zmieniła się wykładnia i teraz dla odmiany dział spadku również uprawniał do uzyskania ulgi. Czyli podatku nie musiałem płacić od samego początku (sprzedaż mieszkania pięć lat wcześniej). No ale to według nowej wykładni, bo według starej przecież musiałem.

***

Ten burdel legislacyjny i kompletna anarchia poszczególnych urzędów w zakresie twórczej interpretacji przepisów nie jest wyjątkiem, tylko powszechną w Polsce praktyką. Dla administracji centralnej wszystko jest w porządku, albowiem w teorii istnieje droga odwoławcza. Pomimo najlepszych chęci działania zgodnie z prawem można zostać zwindykowanym i osadzonym w areszcie tymczasowym, aby już po dziesięciu latach postępowań przed sądami administracyjnymi odzyskać nadpłacone podatki z odsetkami i odszkodowaniem. Jak bowiem wiadomo “Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.”

***

Kto miałby co do tego ostatniego jeszcze jakieś wątpliwości powinien zapoznać się z przypadkiem ZUS i zawieszania działalności gospodarczej. Otóż przez długie lata (do ok. 2006 roku) ZUS udzielał przedsiębiorcom porad jak można zawiesić działalność gospodarczą. Zgodnie z ówczesną “wykładnią” ZUS wystawiał także tym przedsiębiorcom zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami.

Ale po 2006 roku “wykładnia” się zmieniła i Zakład Ubezpieczeń Społecznych zaczął windykować tych samych przedsiebiorców, domagając się od nich składek zaległych za okresy, w których zgodnie z wytycznymi ZUS mieli działalność zawieszoną.

Robił to szczególnie aktywnie pod koniec 2010 roku, tuż przed końcem przedawnienia rzekomych zaległości — dzięki temu ludzie mieli np. 10 tys. rzekomych zaległości i 10 tys. odsetek.

Ani ZUS ani MPiPS rzecz jasna nie widzieli żadnego problemu ani wtedy, ani teraz. Według Wojciecha Andrusiewicz z ZUS «pracownicy zakładu nigdy nie sugerowali ani nie doradzali, jak zawieszać działalność i nie płacić składek w okresie owego “zawieszenia”».

Czy pan Andrusiewicz mówi prawdę? Proszę przeczytać ten artykuł, napisany przez panią Barbara Zaborska-Stępień, dyrektor dyrektor Departamentu Ubezpieczeń i Składek ZUS, opublikowany w “Rz” w 2005 roku>:

Osoba, która czasowo zaprzestaje prowadzenia działalności, na formularzu ZUS ZWUA jako kod przyczyny wyrejestrowania z ubezpieczeń podaje kod przyczyny wyrejestrowania 100 (ustanie tytułu do ubezpieczeń), a na formularzu ZUS ZWPA podaje kod przyczyny wyrejestrowania płatnika 111 (zaprzestanie prowadzenia działalności)

Czy cytowany artykuł jest “doradzaniem”? Chyba tak i jako taki jest opisany. Czy pani dyrektor DUiS ZUS jest “pracownikiem zakładu”? Też chyba tak. Co z tym (i wieloma innymi) dowodami zrobi sąd? To się okaże.