Niska jakość stanowionego prawa w książeczkach MON i ZUS

2009-08-11 00:00:00 +0000


Jak donoszą media, MON popełnił błąd drukując 150 tys. legitymacji dla emerytów i rencistów wojskowych przez co legitymacje "mogą być nieważne".

W dokumencie zabrakło jednej niezwykle istotnej informacji - daty wydania. Najwyraźniej informacja ta nie jest tak krytyczna, skoro teraz MON - legalizując niejako stan faktyczny - rozważa zamianę rozporządzenia tak, by data wydania nie była w książeczce zawarta. To może od początku należało ją sobie darować?

Ten zabawny manewr wpisuje się w szerszy, patologiczny proces w polskiej administracji jakim jest brak referencyjności. Patrząc z zewnątrz wydaje się, że żaden urzędnik nie ma dostępu do żadnych dokumentów złożonych wcześniej lub - to już w ogóle byłaby fanaberia - złożonych w innym urzędzie.

Stąd w każdym formularzu czy pismie muszę podawać w kółko dziesiątki tych samych i moim zdaniem nikomu nie potrzebnych danych mimo, że doskonale pamiętam że podawałem je miesiąc wcześniej. Urzędnik powinien je z łatwością odnaleźć posługując się numerem rererencyjnym takim jak NIP czy PESEL. Dla weryfikacji (PESEL nie ma gwarancji unikalności) można podać 2-3 dodatkowe informacje (imiona rodziców), ale - na Boga! - nie kilkukrotnie powtórzony adres i komplet danych osobowych włącznie z datą urodzenia.

Drugim problemem jest coś co w prasie określa się "biegunką legislacyjna", która to nazwa świetnie odzwierciedla problem niekompetencji osób tworzących prawo. Niekompetencji wynikającej zapewne w dużym stopniu z zagubienia tych osób zarówno w regulacjach własnych, jak i tych tworzonych przez inne resorty.

Oczywiste błędy (w przekonaniu urzędników) załatwia się kolejnymi nowelizacjami i nowelizacyjkami. Chaos jaki to generuje nikogo specjalnie nie obchodzi. Tymczasem, każda zmiana przecinka w ustawie generuje lawinę zdarzeń takich jak zmiana oprogramowania, komentarzy czy interpretacji czyli tego co składa się na szeroko rozumiany stan prawny. To są gigantyczne koszty zewnętrzne legislacji.

W mojej książeczce ZUS znajduje się na dole każdej strony informacja, że książeczka jest warta przez pół roku od podbicia przez pracodawcę. Niedawno jednak w jakimś szpitalu poinformowano mnie jednak, że teraz trzeba przybijać co miesiąc. Przyznam, że pierwsze co mi przeszło przez myśl to delikatna sugestia, że trzeba dać kopertę - jak za starych czasów.

Ale może rzeczywiście ktoś w MZiOS postanowił zmienić czas ważności zapominając, że nieco wcześniej zlecił wydrukowanie kilku milionów dokumentów urzędowych zawierających informację całkiem odmienną, i to w formie pisemnej?