Marks wiecznie żywy

2011-02-28 00:00:00 +0000


Czy można w jednym zdaniu pogmatwać gospodarkę wolnorynkową i ekonomię marksistowską? W jednym z ostatnich numerów Dziennika Polskiego (popularna gazeta w Małopolsce) jest krótka notka na temat społecznego postrzegania przedsiębiorców. Tekst zajmuje 1/4 strony i został najwyraźniej niemiłosiernie pocięty przez redakcję. Skutek jest taki, że zamiast przystępnie wyjaśniać dwa ciekawe zjawiska, bardziej gmatwa i zaciemnia ich obraz:

Przykład, który ma pokazać zależność pomiędzy efektywnością pracy a zarobkami. Kiedy zgubimy klucz do mieszkania udajemy się do najbliższego punktu usługowego, by wyrobić nowy. Jeśli obsługujący nas pracownik ma określone umiejętności, zrobienie klucza zajmie mu około 5 minut. Za usługę zapłacimy np. 6 zł. Zatem taki pracownik jest w stanie w ciągu godziny wykonać 12 nowych kluczy i zarobić 72 zł. Załóżmy, że materiał kosztował 12 zł. Wartość pracy wynosi więc 60 zł. Tymczasem właściciel za godzinę pracy płaci swojemu podwładnemu zaledwie 10 zł. Pozostaje mu 50 zł, czyli jest to zysk przedsiębiorcy. Karol Marks nazywał to wyzyskiem.

Myślę, że nawet najbardziej roszczeniowo nastawieni pracownicy zdają sobie sprawę z tego, że przychód to nie to samo co zysk. Poza kosztem bezpośrednim - pensją i materiałem - pracodawca ponosi też koszty wynajmu lokalu, prądu, wody, sprzątania, ochrony, reklamy i wielu, wielu innych. Wśród nich jednym z większych może być np. koszt spłaty kredytu zaciągniętego na zakup sprzętu lub koszt jego amortyzacji - ile kluczy trzeba wykonać, by spłacić sprzęt kupiony za 10 tys. zł? Dlatego ten prosty przykład jest tak mylący.

W tym krótkim akapicie napisano także, że właściciel “za godzinę pracy płaci swojemu podwładnemu zaledwie 10 zł”. Tu trzeba przypomnieć, że faktycznie właściciel płaci znacznie więcej - z jego konta na same koszty płacowe każdego etatu znika w rzeczywistości ponad 16 zł. Te nadmiarowe 60% to koszty tzw. widełek płacowych, czyli podatków emerytalnych (większość) i zaliczek na podatek dochodowy (mniejszość). Żeby to dodatkowo zagmatwać, ustawodawca wprowadził jeszcze jedną wartość - płacę brutto - której wielkość wypada mniej więcej w połowie między tymi 16 zł, które wydaje pracodawca, a 10 zł, które otrzymuje na rękę pracownik.

W rzeczywistości jest wiele branż, które działają na marżach rzędu 2-5% i zarabiają na skali sprzedaży (1 zł zysku pomnożone przez 10 tys. sprzedanych produktów to taki sam zysk jak 10 tys. zł jednorazowo). Ale takie prostackie myślenie o rentowności działalności gospodarczej jest bardzo rozpowszechnione, zwłaszcza wśród tych, którzy jej nigdy sami nie prowadzili.

Niedawno jeden z dziennikarskich celebrytów przedstawił podobne wnioskowanie, które szło mniej więcej tak - producent komórek ponosi koszty reklamy, które przenosi na mnie, więc gdyby z tej reklamy zrezygnować to komórki byłyby 10% tańsze. Otóż komórki byłyby zapewne tańsze o dalsze 10% gdyby zrezygnować z pudełka, instrukcji użytkownika, a dalsze 10% możnaby osiągnąć rezygnując z salonów sprzedaży i serwisu. Tylko kto by takie komórki wtedy kupił?

A jeśli chodzi o koszty reklamy to w wielu przypadkach to właśnie ona obniża cenę końcowego produktu - jeśli koszt produkcji wyniósł 10 tys. zł i bez reklamy (np. przez sprzedaż sieciową) produkt sprzedałby się w 100 sztukach to musiałby on kosztować po 100 zł za sztukę. Jeśli dzięki reklamie kosztującej 1000 zł sprzedaż wzrośnie dziesięciokrotnie, to producen musi odzyskać już 11 tys. zł, ale za to podzielone na 1000 kupujących da to już tylko 11 zł ceny końcowego produktu.

A jak to wszystko ma się do Marksa? Niespecjalnie. Może bardziej z opartymi na myśli Marksa pomysłami gospodarki racjonalnie i centralnie sterowanej, w której takie aspekty jak zadowolenie konsumenta - czyli kolor, smak czy wizerunek produktu - były traktowane jako burżuazyjne fanaberie. O tym jak to wyglądało w praktyce można poczytać tutaj i tutaj.