Druga część solowego projektu wokalisty/gitarzysty Rancida - Larsa
Frederiksena - i tu niespodzianka - nie trzyma poziomu płyty poprzedniej.
Mimo, iż mamy tu ostre melodie i niezłe wykonania, są tu dość naiwne i
schematyczne teksty (robota T.A. ;P). Mówiąc już o Timmym, użyczył swego
głosu do jednego z kawałków i o dziwo, nie jest taki zły ;P. Całość kończy
serenada ku czci morzu (The Viking), w której Lars opowiada historię swego
burzliwego życia. Zaiste piękne. Ale słuchać się tego nie da. Bądź co bądź,
jeżeli bardzo podobała ci się poprzednia płyta - tą też polubisz. Jeżeli
miałeś mieszane uczucia - odpuść sobie...